Sesja mamy z córką, tym razem do swojego atelier postanowiłam zaprosić Magdę i jej niesforną pociechę Hanię, by z połączenia ich wyjątkowej relacji i mojej pasji tworzenia, powstała piękna fotografia rodzinna.
Podczas tej sesji Hania bawiła się znakomicie. Tak, że po jej zakończeniu miałyśmy z Magdą lekkie obawy, co do jej efektu, gdyż mała Hania była nie do okiełznania. Jednak kiedy zobaczyłam już gotowe zdjęcia, wszystkie obawy minęły. Spontaniczność Hani okazała się być atutem, pięknie współgrającym ze spokojem i delikatnością jej mamy. 🙂
Zawsze kiedy mam do czynienia z dziećmi, wiem, że nie będzie łatwo. Ich energia i szczerość zachowań nie pozwala im ustać w miejscu, a już na pewno nie pozować. Trud fotografa zostaje jednak szybko wynagrodzony. Bo to, co przysparza trudności podczas sesji, daje zarazem piorunujący efekt. Bo właśnie dzięki tej szczerości i energii fotografie dzieci są zawsze pełne radości, ciepła i spontaniczności.
Ta sesja również była właśnie taka i efekt, który za chwilę zobaczycie to w dużej mierze zasługa dziewczyn. Jeśli masz ochotę sprawić sobie prezent sesja rodzinna, będzie świetną pamiątką na lata.
Zapraszam również na kobieca sesja zdjęciowa
W sesji wzięła udział, również fotografka: Magdalena Turczyk 🙂
Inne moje realizacje:
I odrobinę studyjnej fotografii rodzinnej. Kiedy przychodzi zima, zapraszam do mojego atelier…
Jeśli taka fotografia rodzinna Was wzrusza i po obejrzeniu materiału poczuliście
potrzebę, by wziąć udział w podobnej – skontaktujcie się ze mną!
Z chęcią wyczaruję z Wami coś równie magicznego.
W mieszkaniu babci na tle starego kredensu, w mieszkaniu wnuka, które trąci minimalizmem, więc tłem jest pusta ściana. Przed domem rodziców, którzy przez kilka lat z trudem go budowali, na spacerze w pobliskim parku, kiedy jesienne liście leżą już w alejkach, albo wczesną wiosną, kiedy drzewa mają jeszcze niewiele liści. Pod pięknym kasztanowcem, który następnego roku zachorował i nie dało się już go uratować. Nad wodą ze słońcem nisko nad horyzontem, z refleksami na powierzchni, twarze może nie są dobrze widoczne, ale postacie dobrze zarysowane, jakże obie podobne w tym swoim obrysie, w tym geście. A to miejsce szczególne – bo tu przychodziliśmy z psem, bo tutaj zimą tafla lodu roziskrzona słońcem mocno dawała się w oczy. Na ulicy przed starym domem, w którym mieszkali dziadkowie .
Dziś nie ma ulicy, nie ma domu, nie ma dziadków. Przy stole, starym dużym stole, który zawsze stał pośrodku pokoju. Na rzeźbionych krzesłach siedzą dwie kobiety. To babcia ze swoją siostrą. Zupełnie różne twarze, zupełnie różne charaktery, inne postury. Ale widać coś wspólnego, coś co przyciąga nasz wzrok. To oczy. Takie same oczy, duże ciemne, bez okularów, wpatrzone w fotografa, bez uśmiechu. Który to mógł być rok, że ta choinka nie była taka duża jak zawsze. A może ona zawsze nie była duża, a tylko dzieciom wydawała się ogromna. Prezenty jeszcze zapakowane. I ktoś przy tej choince stoi i poprawia bombkę, a może ją dopiero zawiesza.
Ten fragment parku z kwitnącymi rododendronami w kolorach różnych odcieni czerwieni jest świetnym tłem dla naszej rodziny. Popołudniowe słońce już niezbyt intensywne, my ubrani w lekkie wiosenne rzeczy, też bardzo kolorowe. Zdjęcia są po hollywódzku przebarwione, ale wesołe, taka była wiosna tego roku. Tacy my byliśmy, śmialiśmy się ze wszystkiego, cieszyliśmy się naszymi spotkaniami, których nie mogło być dużo, bo praca, bo szkoła. A te zdjęcia spróbujmy spatynować, nadać im trochę więcej starości niż rzeczywiście w sobie niosą. Może staną się bardziej dostojne, szlachetne, może my na nich będziemy poważniejsi. Odrzucimy wszechobecny, przekolorowany świat, zostawimy surowy rysunek postaci, niech zagra światłocień, szarości będą nas teraz opisywać i to musi wystarczyć potomnym.
Czarno-białe, buzujące kolorem, pastelowe, duże, jeszcze większe, ostre, niewyraźne, zamglone. Obrazy przesuwają się. Oczy, włosy, ramiona. Ten krawat, ta broszka, staromodne okulary. Tak, wtedy nosiłem wąsy. No tak, byłam już siwa. Przecież ciebie nie było jeszcze wtedy na świecie. Tak, dziadek już nie żył, babcia mieszkała wtedy z nami. Zdjęcia umiejscawiają nas w czasie i przestrzeni, jednym spojrzeniem przywołują falę skojarzonych obrazów, kolejnych osób, sytuacji, naszych dobrych i złych dni. Przywracają nam pamięć o miejscach i osobach, które niechybnie by z niej wyparowały. Takie proste kartoniki, cztery na trzy, dziesięć na piętnaście, szesnaście na dziewięć. Można je spotkać w każdym domu – uporządkowane, w nieładzie, wrzucone do zapomnianych szuflad, najważniejsze z pamiątek.
Róbmy rodzinne zdjęcia, róbmy sesje zdjęciowe, twórzmy nasze albumy, żebyśmy o sobie nie zapomnieli
ach… wspaniale się ogląda… pełno radości, emocji… widać jak wielka więź łaczy mamę i córkę 🙂